Biria Unplugged – koncept MTB z końca lat 90

Biria Unplugged – koncept MTB z końca lat 90

Biria Unplugged – koncept MTB z końca lat 90 1024 478 SerwisBAJKA.pl

Dzisiejszy wpis zaczynamy z jeszcze większym entuzjazmem, niż poprzednie. Tym z Was, którzy wiedzą – z zapałem przypominamy. Pozostałych z dumą informujemy, że w najbliższym czasie otworzymy lokal w Warszawie (zapraszamy na Gandhi 27 – nieopodal stacji metra Imielin), który będzie odzwierciedleniem naszej miłości do rowerów. Pasji, która od dekad towarzyszy nam w życiu i dzień po dniu coraz mocniej, jeszcze bardziej nierozerwalnie wiąże nas z dwoma kółkami. Eksponatów będących prawdziwą częścią historii MTB w wydaniu na światowym poziomie (!) trudno byłoby szukać gdzie indziej.

Pragniemy, aby nasze i Wasze nowe miejsce na rowerowej mapie było czymś więcej, niż można byłoby oczekiwać. Chcemy, żebyście poczuli się u nas jak w domu, gdzie przy kawie z najlepszego ekspresu na świecie o kolarskiej tradycji (Rocket!) zanurzycie się bez pamięci w klimacie jaki wg nas powinien towarzyszyć rowerowym spotkaniom. Kultowe części, które u nas zobaczycie nie będą jedynie niemymi świadkami historii. Każda z nich ma swoją przepiękną historię do opowiedzenia i obiecujemy, że nie zabraknie nam zapału aby każdą z nich odpowiednio przekazać 🙂

Nowy Serwis Bajka stanie się miejscem, w którym będziemy szkolili, a także prowadzili kameralne spotkania na najbardziej interesujące tematy z rowerowego świata. Kupicie u nas produkty swoich ulubionych, topowych marek i jak zawsze powierzając nam rowery będziecie mieli pewność, że z największą przyjemnością i czcią zajmą się nimi prawdziwi pasjonaci i fachowcy w jednym. Niezmniennie korzystamy z najlepszych narzędzi na świecie co sprawia, że w zestawieniu z Waszym, doskonałym sprzętem jesteśmy najszczęśliwszymi ludźmi na świecie 🙂 Śledźcie uważnie nasze media – Facebook, Insta, niedługo Youtube, nie może Was braknąć przecież na otwarciu!

Jedną z niespodzianek, które przygotowujemy specjalnie na ten dzień jest coś niezwykłego. Coś, co pozwoli zobrazować nasze podejście do rowerów i uwypukli te rzeczy, które szczególnie w nich kochamy. Nigdy nie chcieliśmy iść najprostszą drogą, którą jest wstawienie kolarskiej koszulki w ramki, postawienie na półce pucharów zdobytych na zawodach w ostatnim sezonie czy kupno szarej przerzutki XTR sprzed lat aby ładnie wyglądała na półce. To też pasja! Ale przyznajcie, prawdziwie szalona miłość do rowerów musi być budowana długo i nie da się jej kliknąć na ebay czy dostać od znajomych.

Dlatego też rower, o którym zaczniemy dziś opowieść powstawał latami. Jest wypadkową skrystalizowanych marzeń, przynajmniej dekady poszukiwań właściwych części i nutką czegoś mniej uchwytnego, a jednak namacalnego – owej pasji. Biria Unplugged – bo o niej mowa – jest rowerem niezwykłym. To dizajnerski koncept MTB z drugiej połowy lat 90, który ozdabiał okładki wielu branżowych pism z tamtych lat. Wyprodukowano tylko 17 sztuk na całym świecie. Jest to tak niezwykły sprzęt, iż wystawiano go w wielu mueach sztuki nowoczesnej. Gotowi? Zapnijcie pasy, zaczynamy!

Biria to marka, którą w latach 80 założył pochodzący z Iranu Mehdi Biria. Być może przeszłaby bez echa jak wiele podobnych wytworów (firma początkowo specjalizowała się w rowerach niskiej klasy), gdyby nie… nasz rodak: Piotr Baranowski. Po odejściu z kadry narodowej podjął pracę w Birii i jako szef prototypowni oraz montowni nakłonił kierownictwo do zainteresowania się rowerami z wysokiej półki. Starsi Czytelnicy darzą Birię sympatią z tego powodu, że pamiętają ją z tras wyścigów. Bowiem w pewnym momencie firma była głównym sponsorem naszej kadry narodowej. Ta opowieść zaczyna się jednak niejako w 1996 roku, kiedy to pokazano prototyp Unplugged. Wersja finalna weszła do sprzedaży 2 lata później i powstała we współpracy z niemieckim studiem TM-design z Solingen.

Rower, czy koncept ściślej rzecz ujmując, zbudowano w oparciu o awangardowe jak na tamte czasy założenia. Oprócz ramy i widelca, zastosowano również wyjątkowe, przeznaczone tylko do tego modelu koła, a całość została wykonana z włókien węglowych. Przednie i tylne (!) mają podparcie wyłącznie z jednej strony, a formę podporządkowano nie tyle funkcji, co… szczególnie dizajnowi. Z tego powodu rower jest wyjątkowo ciężki, a geometria dość nieoczywista. Zresztą Biria nigdy nie ukrywała, że Unplugged miała służyć nie do zawodów, a była tak naprawdę pokazem możliwości, wizją jej twórców. Finalnie powstało jedynie 17 sztuk, a nabywca mógł wybrać konfigurację osprzętową wg swoich preferencji. Jedynie pomijając hamulce – te, były ściśle dopasowane do tego konkretnego modelu.

Mowa bowiem o bardzo sprawnych jak na tamte lata Sachs Power Disc. Do produkcji weszły już w 1992 roku i były cały czas udoskonalane. Stąd 6 lat później, do Birii trafił topowy model Pro z aluminiowymi, anodowanymi na twardo tarczami. W odróżnieniu od niektórych produktów z tego okresu, Sachs umożliwiał calkiem skuteczną regulację zacisków. Często ocierające okładziny o tarcze w Birii nie występowały. Ponadto pracowały w oparciu o olej mineralny i zapewniały naprawdę precyzyjne dozowanie siły. Bardzo możliwe, że gdyby Sachs nie przeinwestował niesławnej wielobiegowej piasty Elan (do tego w tym samym czasie swoje, o wiele lepsze rozwiązanie, pokazał Rohloff) – dziś byłaby to wciąż istniejąca, prężnie działająca część europejskiej odpowiedzi na wytwórców z za Wielkiej Wody.

Unplugged w momencie uruchomienia sprzedaży kosztowała niebotyczne 23 000 marek. Dziś – po uwzględnieniu inflacji – byłoby to ponad 80 000 złotych. W dobie coraz to droższych rowerów ta kwota być może nie jest już szokująca, ale nie trzeba dużej wyobraźni by zrozumieć, jakie budziła emocje blisko 30 lat temu (!). Gotowy rower jest tak intrygujący, że wystawiano go m.in. w Portland Art Musem, czy też monachijskim Pinakothek der Moderne. Co więcej, nie były to zamierzchłe czasy – Birię można było oglądać tam w 2013 roku, a rok temu (!) w wiedeńskim MuseumsQuartier.

Rower z taką historią być może powinien – jesli nie w muzeum – wisieć gdzieś na ścianie eleganckiego gabinetu, ale życie pisze własne scenariusze. Właściwie fabrycznie nowy rower (sic!) kupiliśmy nie negocjując przy kieliszku koniaku, ale nietypowo (a może właśnie nie?) czekał na nas w jednym z garaży u pewnego sympatycznego Pana. Szanując siebie jak i klimat potencjalnego nabytku, postanowiliśmy dotrzeć na miejsce teamową, rasowaną nie mniej niż nasze rowery, V8. Po chwili rozmów i podpisanej umowie, wracaliśmy do domu snując w głowach plany odbudowy właśnie zakupionego sprzętu.

Bowiem posiadanie to jedno, a odpowiedni stan – drugie. O historii Birii wiemy tylko tyle, że należała do pewnego Niemca, który kupił ją jako lokatę kapitału. Nie wiemy, czy był to sam frameset, czy też znacznie młodszą grupę Deore XT założono do niej znacznie później. Na szczęście zachowały się oryginalne dźwignie hamulcowe. Co ciekawe, tylna przerzutka to prototyp wystawiany na targach. Bowiem naklejkami jak na poniższej fotografii oznaczano przedprodukcyjne grupy po raz pierwszy pokazywane szerokiej publice.

Co po zdemontowaniu osprzętu? Unplugged postanowiliśmy wyposażyć w topowe, europejskie (w większości tam, gdzie było to możliwe i w naszej wizji słuszne) rozwiązania sprzed lat, o których można było kiedyś czytać najczęściej w katalogach. Opony – fabrycznie nowe Continentale Twister w wersji ProTection. Wyścigowa klasyka sprzed lat, obecnie w tym stanie bardzo trudna do zdobycia. Korba – pierwsza (!), niezwykle rzadka odsłona kultowej Bike Drive. W naszej części Europy w naturalny sposób dość znana, w USA – nieoczywista i kultowa. Dlaczego wybraliśmy właśnie produkt austriackiej manufaktury? Ponieważ skupiliśmy się na europejskiej produkcji, korba jest niemal nowa i w tej wersji bardzo pożądana, a system ze sprężyną doskonale wpisuje się w charakter całego roweru i wart jest ocalenia od zapomnienia.

Pedały – tutaj również nie mogliśmy pójść na łatwiznę. Naszym wyborem są pochodzące z Nowej Zelandii Keywin Mudman – to kultowy, ultralekki komplet z systemem zatrzasków doskonale sprawujących się w błocie. Udało nam się kupić dwa zestawy w stanie NOS. Kaseta? Wracamy do Europy. W pełni tytanowa, 9 rzędowa, stopniowanie 11-28. Już wiecie? Ultrarzadka Tune Rasselbande z nie lada rarytasem – fabryczną, aluminiową nakrętką. Tak, również fabrycznie nowa. W przypadku łańcucha mamy co prawda nowego Rohloffa, ale nie pasuje kolorem. A to, że kiedyś przeszedł nam obok nosa platerowany 24 karatowym złotem SLT za 600 zł niestety pominiemy milczeniem. Nie zawsze wszystko się udaje 😉 Wybraliśmy doskonały, tytanowy łańcuch YBN w topowej wersji SLA-209 wart każdej złotówki.

Sztyca – tu z kolei popuściliśmy wodze fantazji instalując fabrycznie nowy wspornik Shimano XTR z polerowanego aluminium Easton. Tak, grupa posiadała najpierw „rurkę” stalową, później wykonaną z metalu lekkiego. Dziś, szczególnie jako fabrycznie nowa, w rozmiarze 27.2 mm ta sztyca jest wyjątkowo poszukiwana i ceniona przez kolekcjonerów. Poza tym, jest po prostu przepiękna i doskonale pasuje do polerowanego aluminium zacisków hamulców, mocowania tylnego koła i kilku innych, o których dziś jeszcze nie napiszemy.

Aktualnie rower powoli nabiera kształtów i jak to z retro MTB bywa – wymaga przezwyciężenia wielu kłopotliwych spraw typu: „przycież tu nic do niczego nie pasuje”, czy „w tej wersji to nie może działać”. Do kompletu brakuje nam jeszcze mostka (jesteśmy w trakcie negocjacji) i kierownicy. Wybraliśmy na tyle dziwną i unikatową, że ślad po niej dawno zaginął (szukamy od ponad dekady), ale jesteśmy dobrej myśli 🙂 Mamy siodło, które jest na tyle unikatowe i kultowe, że w naszej opinii przebija wyświechtane (wybaczcie) i pękające Selle Italia Flite Evolution. Natomiast pochodzi również z Europy, a prawdziwi archo-fani retro MTB mogą je znaleźć w bikeBoardzie nr 11-12 z 2000 roku na stronie nr 23. Gdzie pokazano je rozłożone na części pierwsze, a producent podawał nawet masę lakieru użytego do zabezpieczenia carbonowej podstawy (2.2 grama).

Przerzutki to kultowe rozwiązania, o których pracy w sieci (szczególnie tylnej) trudno o miarodajne opinie. Obie będą zawiadywane jedną manetką. Mostek – tak samo kultowa, aluminiowa wycinanka CNC z USA. Na koniec linki i pancerze – rozważamy Gore Ride On z tamtych lat lub niemieckiego Nokona, który na rynku pojawił się już w 1997 roku. Trzymajcie kciuki, śledźcie nasze media, bo będzie na co czekać – obiecujemy!

Skomentuj