Większość z aktywnie jeżdżących (i katujących swój sprzęt ;-)) na pewno spotkała się choć raz w życiu z tzw. ciężkim przypadkiem w swoim rowerze. Zapieczona sztyca jest jednym z nich. Tak właśnie stało się w węglowym Treku Romana. Wspornik zintegrował się z rurą podsiodłową na amen i nie pomogło nawet to, że Właściciel włożył ją w imadło i próbował kręcić ramą aby ją wyciągnąć. Koniec końców Trek trafił do mnie.
Najpierw postarałem się o rozpracowanie przeciwnika od strony czysto teoretycznej. Wylajtowana rama z włókna, aluminiowa sztyca 400 mm, której znaczna część siedziała poniżej zacisku. Na domiar złego rurka miała owalny przekrój (jak np. Thomson), co utrudniało mi dalsze poczynania (o czym za chwilę). Najpierw postarałem się o najbardziej kulturalne podejście do tematu, czyli zmrożenie aluminium. Zużyłem całą butelkę stosownego preparatu i… sztyca kręciła się w ramie w zakresie kilku stopni w jedną i drugą stronę.
Koniec końców stwierdziłem, że pozostał najstarszy sposób świata, choć wcale nie najprostszy. Czyli wycięcie wspornika z ramy (Roman przeznaczył go na śmietnik). Obciąłem sztycę nad zaciskiem zostawiając sobie kilka cm do późniejszych manewrów. Trek na szczęście ma komin rozcięty w trzech miejscach i tam też ponacinałem sztycę.
Później wystarczyło tylko znaleźć najcieńsze miejsce sztycy (problematyczna była wspomniana wcześniej owalna konstrukcja) i zastosować dobry brzeszczot. Użyłem cieniutkiego, najwyższej klasy narzędzia, co ułatwiło mi pracę. Musiałem pamiętać, że rama jest z węgla i jeśli przesadzę z piłowaniem, to może trafić ona na śmietnik. Potrzebna była zegarmistrzowska precyzja. Cięcie zajęło mi dwie doby, aż w końcu nastąpił ledwie wyczuwalny trzask. Na koniec pozostało mi już tylko zrobić nacięcie pod płaski klucz i wyciągnąć sztycę z ramy. Po dziś dzień leży u mnie w gablocie i przypomina o tym, ile pracy czasem trzeba włożyć w to, aby odbiorca był zadowolony.
Jakiś czas później trafił do mnie Kuba z podobnym problemem. Przyjechał na węglowej Meridzie z V-brake’ami. Rzadki dziś widok. Sztyca (aluminiowa) zapiekła się w ramie i musiałem coś z tym zrobić.
Na szczęście tym razem wystarczyło jej zmrożenie i udało się bezinwazyjnie wyciągnąć ją z ramy.
Bardzo trudnym przypadkiem (wg mnie jednym z najcięższych) są awarie manetek Shimano, kiedy należy rozebrać ich mechanizm na czynniki pierwsze. W wielu modelach Japończycy zabezpieczyli się przed ingerencją w taki sposób, że odkręcenie śruby powoduje np. zniszczenie jej gwintu. Dlatego też należy zachować szczególną ostrożność nie mówiąc już o tym, jak trudno jest złożyć bardzo skomplikowany mechanizm. Nie mogłem jednak odmówić prośbie Karola o uratowanie szosowej manetki Ultegra, która przestała redukować. Rozebrałem ją na czynniki pierwsze.
Po zidentyfikowaniu problemu nasmarowałem całość, ponaciągałem sprężyny, założyłem różne przedziwne podkładki i skręciłem do kupy. Działa do dziś 🙂
Ciekawym przypadkiem był Specialized S-Works Patryka. Bardzo schludnie złożony rower na kołach 26″ – to lubię! W ramie zapiekły się dwie śruby w wahaczu broniące dostępu do zużytych łożysk. Z jednej strony Właściciel ułamał klucz imbusowy, który pozostał w gnieździe. Znacznie gorzej było jednak z drugiej strony. Patryk kupił w sklepie wykrętak do śrub, niestety kiepskiej jakości. Został on ukruszony i tkwił w śrubie.
Cóż było robić, musiałem rozwiercić obie śruby, aby po długim czasie walki móc wyjąć pozostałości klucza i wykrętaka.
Następnie użyłem własnego, najwyższej jakości wykrętaka, który poradził sobie z obiema śrubami za pierwszym razem.
Nowe śruby posmarowałem obficie smarem antyzatarciowym i wkręciłem w ramę.
Muszę przyznać, że w takich przypadkach ilość włożonej pracy bywa niewspółmierna do ceny usługi, ale w końcu ktoś musi to zrobić. Zapraszam Was do mnie nie tylko z najtrudniejszymi przypadkami 😉 Piszcie na kontakt@serwisbajka.pl
Skomentuj