Dziś miałem okazję zająć się zawodniczym widelcem sprzed ośmiu lat i zrobić serwis Rock Shox SID Team A.D. 2007. Jak ten czas szybko biegnie. Pamiętam przecież, jak wzdychałem do pierwszego SID-a w roku 1998, czy też 730 dni później do modelu Race.
Superlight Integrated Design to synonim racingowego sztućca, używanego zarówno na wszelakiej maści zawodach XC czy maratonach, jak i podczas wyścigów Pucharu Świata. Model, który pojawił się u mnie na stojaku to Team. Od swoich braci Race i World Cup różnił się m.in. wyższą masą, ale to wciąż lekki amortyzator (ca. 1440 g). Pochodził ze starych dobrych czasów, kiedy to Rock Shox faworyzował jeszcze system Dual Air z dwoma komorami powietrznymi.
Widelec posiada szerokie spektrum regulacji i jak na swoje lata prezentował się nieźle. Właściciel obawiał się jednak o stan anody na goleniach zewnętrznych, gdyż SID od dłuższego czasu nie był rozbierany. Choć ostatnio doglądał go jeden z najbardziej znanych sklepów i serwisów rowerowych w Warszawie. W takim razie wszystko powinno działać, jak należy.
Zdecydowałem się na pełną konserwację wraz z komorą powietrzną i tłumikiem. Niestety już odkręcenie systemu mocującego pancerz do manetki ukazało pierwszy tzw. „fakap”. Poprzednicy prawdopodobnie użyli zbyt dużej siły podczas dokręcania aluminiowego (sic!) korka i ów został obrobiony. A że jest schowany, właściciel miał o tym nieciekawym fakcie dowiedzieć się dopiero ode mnie.
Po zdjęciu goleni dolnych okazało się, że przypuszczenia właściciela pokrywały się z prawdą. Anoda została delikatnie przytarta, choć widywałem znacznie gorzej potraktowane egzemplarze. Ten wciąż nadawał się do dalszego użytku. W środku gąbki były suche, a na uszczelkach kurzowych znalazłem bliżej nieokreślone, nieoryginalne smarowidło w znikomej ilości.
Przyszła pora na otwarcie komory powietrznej. Ta na szczęście była czysta, choć uszczelki zostały przytarte na obwodzie w związku z brakiem smaru. Wszystkie poszły do wymiany i pokryłem je grubą warstwą dedykowanego smaru „Military grease”. Do środka wlałem też kilka ml zachomikowanego przeze mnie, nieprodukowanego już gęstego Red Rum’u Rock Shox’a.
Na końcu wziąłem się za tłumik. Olej nie był zbytnio przepracowany, ale na pewno zbyt gęsty i… znów bliżej nieokreślonego pochodzenia.
Całość została wyczyszczona i odpowietrzona. Do środka nalałem oryginalnego Rock Shox’a o gęstości 5 WT.
Teraz pozostało mi już tylko wyczyszczenie gąbek i uszczelek kurzowych z goleni zewnętrznych, po czym nasączenie żółtych pianek Red Rum’em i pokrycie uszczelek smarem PM-600. Odkąd wprowadzono owe smarowidło, zupełnie przestałem korzystać ze starego Judy Butter. Nowy wytrzymuje na gumkach znacznie dłużej, dbając o anodę goleni.
Powszechnie uważa się, że blokada w tych widelcach działa gorzej niż w starych (po zamknięciu amortyzator ugina się w pewnym zakresie), ale udało mi się ją tak zrobić, że skok jałowy był prawie niezauważalny. Na koniec mój znak firmowy – wlałem nieco Red Rum’u między pierścienie ślizgowe, co znacznie poprawia jakość działania SID’a (i nie tylko jego zresztą).
Po złożeniu całości widelec pracuje naprawdę dobrze. Będzie mu potrzeba chwilę czasu, aby się rozruszał (do tej pory pracował tylko na brudzie), ale pacjent uratowany i będzie żył. Echh ta moja słabość do SID-ów 😉
Super że chce Ci się opisywać szczegółowo co robisz, można zawsze podpatrzeć jakiś „trik” 🙂 Chciałem zapytać o „wlałem nieco Red Rum’u między pierścienie ślizgowe” czy dobrze rozumiem, że chodzi o przestrzeń między tulejami ślizgowymi wewnątrz sid-a?