Co prawda pierwszy widelec (RS-1) wyprodukowany przez firmę Rock Shox był powietrzny, jednak później częściej spotykało się sprężynę i elastomer niż gaz. Zawodowcy z dawnego pokolenia początkowo wcale nie byli zadowoleni z amortyzatorów. Szosowe naleciałości robiły swoje. Krzyś, mój kolega i guru – pierwszy mechanik Rock Shox”a w Polsce – wspominał, że kadrowicze niegdyś prosili go, aby maksymalnie pompował widelce. Niektórzy (prawdziwe przypadki) wkładali do środka sztywne kołki, aby zapobiegać uginaniu się sztućca.
Aby przekonać do siebie opornych, producenci zaczęli odchudzać sprzęt. Pamiętacie żółtego Judy SL? Tytanowe piwoty i śruby mile łechtały próżne ego. Ale świąt klęknął w roku 1998, gdy do sprzedaży trafił pierwszy Superlight Integrated Design, o którym będzie ta opowieść. Amortyzator do dzisiejszego dnia był moją własnością i wiążę z nim moje najlepsze lata w zawodach MTB. To właśnie na nim wygrałem maraton Open na dystansie Giga u Marka Galińskiego, byłem drugi Open na XC w Pińczowie czy drugi Open na wyścigach Świętokrzyskiej Ligi Rowerowej, przegrywając tylko z utytułowanym Michałem Fickiem.
Przez lata polowałem jednak na najrzadszy model, jaki wypuścił Rock Shox: SID Race z roku 2000. W końcu kupiłem go na niemieckim eBay jako fabrycznie nowy (sic!), a SID ’98 zakonserwowany powędrował do pudełka. Gdy jednak jeden z moich znajomych szukał lekkiego amortyzatora dla syna, pomyślałem „czemu nie?”. Daleki jestem od tego, aby zbierać części w gablotach. Racingowy widelec służy do konkretnych celów i jeśli ktoś znów wykorzysta jego potencjał, jestem za. Postanowiłem zająć się swoim (jeszcze) egzemplarzem.
Amortyzator przechodził rzecz jasna regularne serwisy, dlatego golenie górne są w idealnym stanie. Stąd też oszałamiająco niska masa całości (1140 gramów) – są lżejsze, niż nowsze modele.
Z goleni zewnętrznych usunąłem stare uszczelki i założyłem nowy, dużo lepszy model wraz z gąbkami nasączonymi Redrumem. Dzięki temu SID zyskuje na płynności pracy. Moja wersja to najlżejsze (teoretycznie), co wypuścił Rock Shox – golenie nie posiadają mocowania do tarcz. Co ciekawe, okaz z mojego SID Race pomimo adaptera waży jeszcze mniej.
Amortyzator projektowano w jednym celu: uzyskania jak najniższej masy. Stąd tytanowe i dodatkowo nawiercane (!) śruby mocujące, a także górne korki, pompowane przez specjalną igłę.
Postanowiłem rozebrać komorę powietrzną w lewej goleni. Aby to zrobić, należy najpierw usunąć pierścień Segera znajdujący się na dole.
W środku hula powietrze, amortyzator jest wybebeszony ze wszystkich zbędnych rzeczy. Wszystkie późniejsze modele były cięższe nawet przy użyciu plastikowych elementów. Szaft jest niezwykle ciekawy, bo pozwala na dwie intrygujące regulacje. Pierwszej dokonuje się kluczem imbusowym 8 mm. Wykręcając górny korek zmniejszamy objętość komory, przez co praca amortyzatora nie jest liniowa: w końcowej fazie ugięcia jest twardszy, co zapobiega dobiciu. Z kolei kluczem 2 mm można uzyskać namiastkę dodatkowej asysty tłumiącej. Coś jak system Twin Air ze staruteńkich amortyzatorów RST. Jak widać, obu regulacji można dokonać tylko po odkręceniu górnych korków.
Cały szaft jest fabrycznie nowym elementem, pochodzącym z moich zapasów. Zainstalowałem też nowe o-ringi i nasmarowałem PM-600.
Przyszła kolej na goleń z tłumikiem. Jak widzicie zastosowano nierozbieralny (zagnieciony fabrycznie na obu końcach) kartridż, będący rozwinięciem C3 pochodzącego z serii Judy. Tłumik od SID-a był lżejszy i nieregulowany, ale nie dało się go odpowietrzyć bez uszkodzenia. Rock Shox sprzedawał trzy kartridże: niebieski (z najsłabszym tłumieniem dla najlżejszych zawodników), czarny (medium – fabrycznie montowany), oraz czerwony posiadający najmocniejsze tłumienie. Syn znajomego waży 23 kg, dlatego założyłem fabrycznie nowy, niebieski kartusz.
Jak widzicie, nad nim znajduje się stalowa sprężyna negatywna z wieloma możliwościami ustawienia. Ściskając ją zyskiwało się większą płynność działania na małych nierównościach i odwrotnie. Ciężko było dojść do optymalnej pozycji, gdyż za każdym razem aby to przestawić należało w pełni rozebrać widelec. Rock Shox oferował dwie sprężyny o różnej twardości, co jeszcze bardziej powiększało możliwość dopasowania amortyzatora do swoich potrzeb. Na koniec zalałem SID-a olejem 15WT:
Dokręciłem tytanowe śruby (te każdorazowo wymagały zastosowania nowej uszczelki, gdyż stare były niszczone przy ich odkręcaniu) i napompowałem do określonego ciśnienia.
Przykręciłem kapturki górnych korków, które też wykonano z aluminium!
Tak prezentuje się SID po skończonej pracy. Mój model Race pomimo zastąpienia stalowej sprężyny pompowaną komorą i tak jest cięższy. Skończył się też carski przepych – piwoty i śruba mocująca fabrycznie były wykonane ze stali, a elementy obu komór wykonano z plastiku. Amortyzator był jednak nieco wyższy niż wersja 1998. Wymieniłem stalowe elementy na tytan i odchudziłem amortyzator do 1170 gramów pomimo tego, iż zachowałem mocowanie do tarczy. Kupiłem jednak model z najtrwalszą anodą, jaką wypuścił Rock Shox, a Race jest też dużo prostszy w obsłudze. Dzielnie służy mi nie tylko na trasie MTB Trophy 🙂
Jesteście ciekawi, w czym teraz jeździ mój SID? Zainstalowałem go w rowerze młodego adepta MTB. Sprzęt może nie pochodzi z najwyższej półki, ale już przeszedł znaczny tuning. Koła systemowe Mavic, manetka i przerzutka SRAM X9. Teraz nowy widelec, dzieki któremu rower schudł o kolejnych 900 gramów. Powiem Wam szczerze, szkoda było mi pozbywać się SID’a, ale pierwsze wrażenie nowego nabywcy mnie rozbroiło. Wielki uśmiech na twarzy, jazda testowa i okrzyki „ale lekki!” pozwalają mi wierzyć, że widelec pokaże jeszcze, na co go stać. Udanej jazdy!
hey can you tell my how did you remove the cartridge? I took the snap rings but it doesnt move at all, only the piston up and down. 😐
Thanks!