Rowerowy urlop w Górach Świętokrzyskich już za mną, czas wrócić do pracy. To właśnie tam stawiałem swoje pierwsze rowerowe kroki co od razu przypomniał mi Klein, który niedawno trafił do Serwisu Bajka. Wyjątkowość tej maszyny polegała na niesamowitym dopieszczeniu detali. Kunszt i pietyzm konstrukcji przejawiały się w polerowanych spawach, wewnętrznym prowadzeniu linek, sztywności wespół z niską masą i oczywiście lakierowi. Malowanie Kleinów ma swoje zasłużone miejsce w historii i w dobie karbonu potrafi rzucić na kolana.
Rower, którym miałem przyjemność się zająć Właściciel wyposażył we wszystko co najlepsze w MTB sprzed kilkunastu lat. Znalazły się tam więc V-brake’i Shimano XTR na podwójnych łożyskach (sam używałem ich przez długi okres czasu) czy też manetki z doskonałej, szarej serii M952. Natomiast to serwis Marzocchi Bomber Z1 będzie głównym tematem dzisiejszej opowieści. Amortyzator został kupiony z drugiej ręki i miałem sprawdzić, co drzemie w jego środku. Posłuchajcie!
Zacząłem od odkręcenia dolnych śrub, zlania oleju i zdjęcia goleni dolnych. Olej był czarny i przepracowany, ale anodę zastałem w bardzo dobrym stanie. Wyjąłem stare uszczelki kurzowe, olejowe oraz ślizgi zapewniające legendarną płynność pracy. Całość została wyczyszczona i odtłuszczona, po czym nabiłem nowe, oryginalne uszczelki.
Zdjąłem pierścienie Segera znajdujące się u dołu goleni wewnętrznych i wysunąłem szafty wraz ze sprężynami. Bombery z tamtych lat to bardzo proste amortyzatory i nawet Z1 wpisywał się w ten stan. Dokładnie wyczyściłem tłumiki z pozostałości starego oleju, złożyłem widelec i wlałem nowy olej w optymalnej ilości. Warto pamiętać, że Marzocchi pracuje na jego ściśle określonej ilości. Zbyt dużo oleju spowoduje utratę skoku, zbyt mało – wiadomo.
Sztuciec posiada wygodną regulację tłumienia odbicia znajdującą się u góry, a także prosty system umożliwiający obniżenie jego wysokości, co jest przydatne na podjazdach. Po serwisie Bomber wykorzystuje pełną wartość skoku, a jakość jego pracy przypomina mi o najlepszych latach MTB, które zapamiętałem ze swoich początków.
Skomentuj