Niedawno miałem okazję pracować z węglowym Giantem Anthem na kołach 29″, którego przyprowadziła do mnie Iwona. Mam duży sentyment do tej marki, gdyż moim pierwszym prawdziwym rowerem MTB był składak na kultowej dziś ramie ATX Team. Zbudowałem go w oparciu o grupę Deore LX, komponenty Ritchey WCS i najwyższy model amortyzatora Suntour: MG-ULR2 z tytanową sprężyną.
W Anthemie miałem wykonać przegląd, serwis amortyzatora i czyszczenie napędu. Zacząłem od korby.
Odkręciłem koronki, odtłuściłem je Finish Linem i wyczyściłem ze starego brudu.
Podobnych zabiegów wymagała kaseta i przerzutka tylna.
XTR został wyczyszczony detergentem, a osie obrotu pokryłem preparatem Finish Line Stanchion Lube.
A to już kaseta po zakończeniu prac:
W międzyczasie wykryłem, że tylny trójkąt generuje bliżej nieokreślone trzaski przy delikatnym nacisku. Inspekcja wykazała, że odpowiedzialny za nie jest zabrudzony i niedokręcony hak ramy. Zawsze warto na początku sprawdzić ten element. Wyczyściłem hak, śrubę wraz z ramą i posmarowałem cienką warstwą Dura-Ace.
Zauważyłem, że zdecydowanie zbyt długi jest łańcuch. Na skrajnych biegach zaciągał hacząc o wózek przerzutki. Konieczne było skrócenie.
Do tego celu użyłem oryginalnego pinu Shimano do łańcuchów 10-cio rzędowych.
Hamulce były zapowietrzone, a klamki miękkie. Oba wymagały interwencji i przelania. Kiedyś próbowałem zamienników i moim zdaniem nie ma to większego sensu, dlatego używam oryginalnego oleju Shimano.
Giant Iwony wyposażony jest w regulowaną sztycę Connect. Niestety pancerz był przytarty i musiałem go wymienić razem z linką. Cała operacja jest dość uciążliwa, gdyż wymaga zdjęcia siodła i rozkręcenia jarzemka.
Na koniec wyczyściłem wnętrze rury podsiodłowej i posmarowałem ją cienką warstwą smaru do carbonu od Finish Line.
Przyszła pora na amortyzator, który nie był jeszcze serwisowany. Iwona jeździ w górach; na szczęście golenie wewnętrzne okazały się być w idealnym stanie.
Uszczelki kurzowe nie złapały wiele brudu, ale były wysuszone. Niestety tuż po zakupie nowy amortyzator trzeba rozebrać i uzupełnić chemię.
Jak widać na poniższym zdjęciu gąbki były suche, gdyż poskąpiono oleju.
Zamiast niego zastosowano bliżej nieokreśloną maź o przedziwnej konsystencji:
Po wyczyszczeniu obficie pokryłem je RedRumem.
Warto odnotować, że Rock Shox poskąpił oleju także do kąpieli, gdyż po zdjęciu goleni dolnych nie było go tam ani mililitra (sic!). Rozebrałem komorę powietrzną, wymieniłem o-ringi i nasmarowałem dedykowanym PM-600.
Od góry wlałem kilka ml RedRumu:
Podobny zabieg czekał goleń z tłumikiem. Czyli nowe uszczelki i smarowanie:
Sam olej był na szczęście czysty, oczywiście został wymieniony na nowy.
Na koniec pozostało mi tylko wlać oleju od dołu goleni:
To lubię najbardziej 🙂 Ostatnie zdjęcie, kiedy rower jest gotowy. Iwona obiecała mi dostarczyć do serwisu klasyczną Konę na kołach 26″, jej poprzednie oczko w głowie. Zapraszam 🙂
Skomentuj